-Moro! Nareszcie jesteś! Krzyknęło kilka wilków, które widocznie mnie znały. Ja ich nie kojarzyłam.
-Gdzie Astra?- spytałam.
-Chodź.-
na przód wystąpił jeden z większych, czarnych wilków. Poszłam za nim.
Znaleźliśmy się w niewielkim, ale przewiewnym pomieszczeniu. na posłaniu
z mchu i liści leżała Astra. Była cała oblana zimnym potem. Trzy
szczenięta już się urodziły, ale Astra (jak mi powiedział wilk)
spodziewała się siódemki. Podeszłam do kuzynki i złapałam ją za łapę.
-Astra, jestem tu. Bądź spokojna. Wszystko pójdzie dobrze. Już niedługo.- starałam się ją uspokoić.
W
końcu reszta szczeniąt przyszła na świat. Wszystkie były zdrowe i
silne. Mama była szczęśliwa, a ja mogłam powrócić do watahy. Astra
powiedziała:
-Moro, jestem Ci winna przysługę. Dziękuję Ci. Jesteś teraz jedyną
osobą na świecie, która jest mi aż tak bliska. Szczenięta mogły umrzeć.
Byłam tak zestresowana, że prawie zemdlałam. I wtedy wyciągnęłaś
pomocną łapę.
Mam tylko pytanie, gdzie jest Ostariko?
-Jest ranny. Został u nas by się wykurować. Bądź spokojna. Nic mu nie będzie. Dojdzie do siebie i wraca.
-Dziękuję. Jutro o świcie wyruszysz w eskorcie moich 2 najlepszych wilków. Zapewnią ci bezpieczeństwo.
-Dobrze.- odpowiedziałam.
Noc minęła spokojnie. Rano dwaj osiłkowie odprowadzili mnie do granic mojego
terytorium dalej szłam sama. Przy wodospadzie prawdziwej miłości czekał na mnie niespokojny Moon. Razem wróciliśmy do jaskini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz