Po
rozmowie z Kazanem starałam się być spokojna. Jakoś udawało mi się
ukryć, że jestem wściekła. Chyba mam prawo rodzić tam gdzie mi się
podoba! Po prostu nie wyrabiam. Tutaj choroba dzieci, tu jakiś dziwaczny
młodzik z wizji, tam
widzi-mi-sie Kazana.... (!) Już normalnie nie mogę! W ogóle nie chciało mi się spać. Wstałam i wyszłam z jaskini. Szwendałam się po górach aż do rana. Potem zeszłam na łąkę by zapolować. Nie chciałam się z nikim spotkać. Chciałam być sama. Zobaczyłam sporego samca karbu. Doskonale wiedziałam, że sama sobie z nim nie poradzę. Trudno. Muszę spróbować. Jedyne co mnie w tej chwili pocieszało to to, że samiec miał chorą prawą przednią nogę i był stary i wycieńczony. To dawało mi przewagę. Szybko i cicho zakradłam się do niego. Nie było to trudne, bo na wpół głuchy karibu i wysoka trawa to dwa plusy dla mnie. Gdy byłam kilka kroków od niego ten się położył. Nie przegapiłam takiej okazji. Cicho i zwinnie wybiłam się. Ten nawet nie zdążył mrugnąć gdy moje szczęki zacisnęły się na jego szyi. Wydał cichy pomruk i przestał oddychać. Było pozamiatane. "Taki samiec wystarczy mi na kilka dni"- pomyślałam.- "Muszę go stąd zabrać. Nie chcę się narażać na nie potrzebne pytania skąd on się tu wziął." Złapałam byka za nogę i pociągnęłam w stronę lasu. Znałam pewno miejsce, które było zupełnie nikomu nie znane. Było to drzewo z wydrążonym pniem. Wejście było schowane za głazem i dzikim bluszczem. To idealna kryjówka. Zaciągnęłam tam karibu i posiliłam się. I tak dużo zostało. Po posiłku zatarłam starannie ślady. Pomyślałam, że wrócę do jaskini dopiero jutro rano. "Niech się zastanowią, czy warto mnie denerwować. Jak chwilę mnie nie będzie, zaczną dostrzegać, że jestem tle samo warta co alfa!" Byłam dalej zdenerwowana.
Szłam samymi granicami terytorium by nikt mnie nie znalazł.
Wyszło. Poczułam zmęczenie. Podeszłam jeszcze kilka kroków i zatrzymałam
się. Byłam w lesie. Przede mną był strumień i głaz. Napiłam się. Potem
położyłam się na głazie i zasnęłam.widzi-mi-sie Kazana.... (!) Już normalnie nie mogę! W ogóle nie chciało mi się spać. Wstałam i wyszłam z jaskini. Szwendałam się po górach aż do rana. Potem zeszłam na łąkę by zapolować. Nie chciałam się z nikim spotkać. Chciałam być sama. Zobaczyłam sporego samca karbu. Doskonale wiedziałam, że sama sobie z nim nie poradzę. Trudno. Muszę spróbować. Jedyne co mnie w tej chwili pocieszało to to, że samiec miał chorą prawą przednią nogę i był stary i wycieńczony. To dawało mi przewagę. Szybko i cicho zakradłam się do niego. Nie było to trudne, bo na wpół głuchy karibu i wysoka trawa to dwa plusy dla mnie. Gdy byłam kilka kroków od niego ten się położył. Nie przegapiłam takiej okazji. Cicho i zwinnie wybiłam się. Ten nawet nie zdążył mrugnąć gdy moje szczęki zacisnęły się na jego szyi. Wydał cichy pomruk i przestał oddychać. Było pozamiatane. "Taki samiec wystarczy mi na kilka dni"- pomyślałam.- "Muszę go stąd zabrać. Nie chcę się narażać na nie potrzebne pytania skąd on się tu wziął." Złapałam byka za nogę i pociągnęłam w stronę lasu. Znałam pewno miejsce, które było zupełnie nikomu nie znane. Było to drzewo z wydrążonym pniem. Wejście było schowane za głazem i dzikim bluszczem. To idealna kryjówka. Zaciągnęłam tam karibu i posiliłam się. I tak dużo zostało. Po posiłku zatarłam starannie ślady. Pomyślałam, że wrócę do jaskini dopiero jutro rano. "Niech się zastanowią, czy warto mnie denerwować. Jak chwilę mnie nie będzie, zaczną dostrzegać, że jestem tle samo warta co alfa!" Byłam dalej zdenerwowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz