Po mojej rozmowie z Klamią poszedłem do rodziców. Byli przy wodospadzie.
- Kazan! - krzyknęła moja matka. - To ty! Postanowiłeś nam pomóc.
- Tak, mamo - powiedziałem lekko się rumieniąc.
- Jak ci się wiedzie synu? - spytał mój ojciec.
- Dobrze - odparłem. - Założyłem własną watahę, mam partnerkę, szczeniaki...
- To dobrze. A teraz pomożesz nam?
- Oczywiście.
- Teraz Wilki Północy nie spodziewają się ataku, bo przed chwilą przeprowadzili na nas atak.
- To najlepszy moment na atak - wtrąciła się matka.
- Kazan, zbierz najmłodsze wilki zdolne do walki i idź z nimi na wzgórza. Gdy karzemy ci zaatakować wyślemy orła.
- Tak jest.
Pobiegłem do watahy. Szybko zebrałem najmłodsze wilki i poszedłem z nimi na wzgórza.
- Hej Kazan, na co my czekamy? - spytał mój dawny przyjaciel - Kater już na wzgórzach.
- Na sygnał.
I właśnie w tedy ponad las uniósł się orzeł. Ruszyliśmy. Zaatakowaliśmy wrogów od tyłu. Walka nie trwała długo. Po chwili wystraszone wilki uciekły.
Już po bitwie oznajmiłem, że muszę wracać.
- Przychodź kiedy chcesz - powiedziała matka.
- Wy też zawsze będziecie mile widziani na moim terytorium. I wzywajcie mnie kiedy będziecie w potrzebie. Na pewno przybędę.
Wyściskałem ich wszystkich i ruszyłem.
Droga powrotna też przebiegła bez żadnych incydentów. Gdy wróciłem Karia i Biały Kieł nie dali mi spokoju i musiłem im wszystko dokładnie opowiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz