Po stracie Moona zaprzyjaźniłam się z Syriuszem. Był dla mnie bardzo miły i pocieszał mnie. W dodatku od kilku dni miałam wrażenie, że to już nie jest zwykła przyjaźń. Myślałam o nim i już nie wyobrażałam sobie życia watahy bez niego. Czy to nie jest za dużo z mojej strony...? Brakowało mi jego towarzystwa. Poszłam do niego. Powiedziałam:
-Witaj Syriuszu. Jak tam?
-Ok. A u Ciebie? Może być?
-Jest nawet znośnie. Widzisz... Bo ja mam pewną prośbę....
-Tak?- zaciekawił się.
-Bo wiesz.... Ja mam małe dzieci i usamodzielnioną Shirę. Tylko... że nie daję sobie rady sama z tymi maluszkami i chciałam Cię prosić...- urwałam i spojrzałam w ziemię.
-?
-O pomoc.....- byłam zmieszana. I nie wiedziałam co mu powiedzieć.....
*Syriusz?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz