niedziela, 6 października 2013

Od Moro - Przebudzenie

Kręciło mi się w głowie. Byłam w Jaskini Homu. Bolała mnie głowa i miałam mdłości. Bolał mnie brzuch. Huczało mi w głowie i było mi słabo. Gdy ściany przestały się ruszać, pierwszym kogo zobaczyłam był Moon.
-Moro!- krzyknął.- Ty żyjesz! Tak cię przepraszam! To moja wina!- podbiegł do mnie o mnie przytulił. Mocno, ale delikatnie.
-Co? Co się stało? Co ja tu robię? Czemu boli mnie głowa?- zadałam szereg pytań.
-Jak to? Nic nie pamiętasz?
-Nie wiem co się stało. Pamiętam tylko ogromnego wilka, ciebie Moon i ciemność.
-Walczyłaś z Postrachem Lasu! Pokonałaś go! Wskoczyłaś mu na grzbiet i wgryzłaś mu się w kark! Ja myślałem, że atakujesz go bez powodu i...- spuścił głowę. Z jego głosu wyparował cały entuzjazm.- Ja... Ja...
-?
-Ja cię zepchnąłem.... I... I ty.... To znaczy ja... Ja... Ja roztrzaskałem ci... Roztrzaskałem ci czaszkę o drzewo... I on... Znaczy... Ten wilk...  On padł wtedy i... Leżał we drgawkach... Wtedy...- zaciął się.
-Wtedy przybiegłem.- dokończył Kazan. Kontynuował opowieść Moona.- Zobaczyłem co się dzieje. Ty miałaś wszystko we krwi, ale z głowy i szyi tryskała ci krew. Leżałaś nie przytomna. Moon był nie obecny. Leżał na ziemi z szeroko rozwartymi oczyma, ciężko oddychał i powtarzał w kółko jedno zdanie: "Ja ją popchnąłem.... Ja ją popchnąłem..." Zawołałem Merlina, Hamfreya, Syriusza i Morgana. Owera nie było w pobliżu i nie usłyszał wycia. Syriusz i Hamfrey wzięli Moona i zaprowadzili go do Jaskini Homu. Ja, Merlin i Morgan delikatnie wzięliśmy cię i zanieśliśmy do jaskini. Tuż obok ciebie leżał Postrach Lasu. Jego ciałem wstrząsały dreszcze przedśmiertne. Merlin zajął się tobą w jaskini. Byłaś nie przytomna 2 dni. Merlin. Dzięki niemu szczenięta przeżyły. Na świat przyszła zdrowa dwójka wadera i basior. Jeszcze nie mają imion. Mery!
-Tak?
-Przynieś tu dzieci Moro.
-Już idę.
-No. Dobrze. Kontynuując. Gdy Merlin przyjmował poród i opiekował się tobą i Moonem z Morganem ja przesłuchiwałem wilka.
Mówił nie wiele, ale trochę już wiem. Mam nadzieję, że reszty dowiem się od ciebie...- w tej chwili weszła Mery z moimi dziećmi. Były prześliczne. Podała mi je.
-Jakie śliczne... Ale one mają imiona.- powiedziałam.
-Jak to? Jakie?
-Vasco i Vasally. Ładnie?
-Ślicznie.- powiedział Kazan.- To jak? Coś pamiętasz?
-Tak... On chciał zaatakować...- przerwałam.- Gdzie Shira?!- nagle przypomniałam sobie wszystko, każdy szczegół.
-Jest bezpieczna. Nic jej nie jest. Odpoczywa w pokoju obok. To co pamiętasz?
-Leżałam z nią na skale. Poszła się pobawić na łące. Poszłam za nią, bo coś mnie tknęło, że coś się może stać. Skryłam się w trawie przy skraju lasu. Przyglądałam się dzieciakom jak bawiły się w berka. Wtedy usłyszałam szelest. W lesie stał wilk. Zauważyłam, że szykuje się do skoku. Patrzył na małą. Rzuciłam się na niego. Ugryzł mnie w szyję i zaczął dusić. W końcu puścił. Zamieniliśmy kilka ciętych zdań. Potem zebrałam całą swoją siłę i skoczyłam na niego. Ugryzłam go w kark tak mocno, że zaczął skamleć. Wtedy zjawił się Moon. Pomyślał, że atakuję go bez powodu i zepchnął mnie z niego. Uderzyłam się w głowę i poczułam tępy  silny ból. Ostatnie co widziałam to wilk we drgawkach i przewracający się Moon. Trzęsły mu się łapy, był przerażony. Potem widziałam tylko ciemność...- powiedziałam. Gdy opowiadałam wszystkie te zdarzenia przeleciały mi przed oczyma....
*Kazan?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz